Czy wiesz, że tylko dziś do Chińskiego Urzędu ds. Znaków Towarowych wpłynie ponad 25 tysięcy nowych wniosków o ochronę znaków. Tu nikt na nikogo nie czeka, tu trwa zaciekła walka o dostęp do rynku dla swoich marek.
Kilka miesięcy temu w polskich mediach pojawiły się artykuły o rejestracjach znaków towarowych w Chinach w złej wierze. Przytaczano przykłady firm, w tym z sektora mleczarskiego, których znaki towarowe zostały zarejestrowane przez osoby trzecie, i które musiały walczyć o odzyskanie swoich znaków. Nie padły ani pytania ani odpowiedzi jak to się stało, że na największym rynku świata były i wciąż rejestrowane są znaki naszych przedsiębiorców z wielu sektorów, ale nie przez nich samych, tylko przez osoby nieuprawnione – amatorów czyjegoś IP. Odpowiedzi należy zacząć szukać we wciąż niedługim stażu naszych firm w globalnej gospodarce.
Tuż po przemianach wiele polskich pionierów biznesowych, późniejszych czempionów gospodarki walczyło na polu krajowym z zachodnią konkurencją korzystającą z licznych przywilejów i przewag. W kolorowych magazynach, należących niejednokrotnie do kapitału obcego nie promowano tak żarliwie ochrony własności intelektualnej jak np. leasingu samochodów. I tu mamy pierwszą przyczynę, dlaczego dziś w Chinach polskie firmy zgłaszają rocznie do ochrony tylko 1185 znaków – mamy wciąż płytko zakorzenioną doktrynę „marka to skarb, a skarb się chroni”.
Dopiero teraz, w trzeciej dekadzie XXI wieku zaczynamy sobie zdawać sprawę z wagi tego działania, widać ożywienie w prasie, w rozmowach przedsiębiorców czy nawet w samych social mediach w temacie ochrony IPR w Chinach. Trochę późno, bo w tym czasie nasi sąsiedzi zza Odry zgłosili w Państwie Środka piętnaście więcej znaków do ochrony niż my (17874 zgłoszenia). Brytyjczycy na Starym Kontynencie nie mają sobie równych z ponad 24 tysiącami zgłoszeń a Amerykanie wysłali 46 razy więcej zgłoszeń niż my. Najsilniejsi w tej klasyfikacji plasują się oczywiście gospodarze, którzy odpowiadają za niemal 7,6 mln wniosków o ochronę marek.
W późnych latach 90-tych nowo powstałe działy eksportu rodzimych producentów ruszały do walki o europejskie i rosyjsko języczne rynki. I gdy my zdobywaliśmy tam pierwsze przyczółki firmy z zachodniego świata już korzystały z spektakularnego boom’u za Wielkim Murem. Wspomagani dyplomacją gospodarczą, wieloletnimi relacjami z partnerami z Chin, zgromadzonym przez dekady działaności budżetem i know-how promowali swoje produkty zastrzegając swoje znaki towarowe. Przedsiębiorczy Chińczycy korzystając z zasady first-to-file również zaczęli licznie zgłaszać do ochrony marki, niestety nie zawsze tylko swoje. W dobie internetu i bardzo łatwych podróży nie sztuką było wówczas podpatrzeć dobre znaki z innych rynków i je zgłosić do ochrony. Ta nieświadomość lokalnego stylu i szybkości działania kosztowała niejednego przedsiębiorcę utratę praw własności do swojego znaku i brak możliwości rozpoczęcia biznesu w Chinach lub konieczność wyasygnowania odpowiedniego budżetu na odzyskanie praw do własnego brandu.
Z perspektywy czasu łatwo jest dostrzec, że szybkość zmian geo-gospodarczych, silna presja na rozwój firm wytworzyła lukę kompetencyjną związana z zabezpieczaniem praw do znaków towarowych czy w ogólności własności intelektualnej w przedsiębiorstwach. Koordynacja działań rozwojowych przegrała z napędzającym szybkość działania duetem target-premia wg, której działa wiele działów handlowych.
Czy wobec tak licznych zgłoszeń w Chinach i przypadków zgłoszeń złej wierze jest jeszcze szansa na rejestrację swojego znaku towarowego? Odpowiedź nie jest ani prosta ani oczywista, bowiem zależy od konkretnego przypadku. Niejedna firma doprowadziła do unieważnienia rejestracji własnego znaku dokonanej przez stronę nieuprawnioną i walczy teraz o rejestrację na siebie.Gorąco trzymamy za to kciuki. Inne z kolei pracują, by ich znak rzeczywiście miał był unikalny, by jego cechy dystynktywne dostrzegł urząd na etapie analizy merytorycznej i przyznał znakowi prawa ochronne.
Skoro pandemia dobitnie uświadomiła nam istnienie Azji czy Chin i decydujemy się grać o te strategiczne, ale niełatwe rynki to najważniejsze jest wyciągnąć w końcu wnioski i nie powtarzać błędów z przeszłości. I jako pra-pierwsze zadanie rozwojowe potraktować nie przyjazd na targi, tylko zgłoszenie własnych precjozów – czyli znaków towarowych.